czwartek, 29 sierpnia 2013

Tekst próbny

Przyszła do mnie śmierć. Piękna kobieta w czerwonej sukni, nie gardząca życiem.
Przyszła do mnie śmierć i usiadła przy stole.
- Dlaczego jesteś zdziwiony? - spytała. - To ludzie mnie zeszpecili. Obrzucili mnie brzydotą i nienawiścią.
- Zabierasz żywym nadzieję, a zostawiasz wspomnienia. - broniłem nas.
- Dlaczego mnie osądzasz? - spytała ponownie. - Jestem rozkazem Boga. Zamknąłem oczy. Myślałem, że to sen i gdy otworzę oczy, śmierci nie będzie.
Zaśmiała się głośno.
- Dlaczego uważasz, że mnie przepędzisz? - spytała po raz trzeci. – Zapominając o mnie możesz tylko udawać, że mnie nie ma. Bawisz się jak dziecko, które wyobraża sobie wszystko co tylko zapragnie. Boisz się mnie?
Nie, nie czułem strachu, ale bałem się jej o tym powiedzieć. Nie można bezkarnie nie bać się śmierci, chyba że chce się umrzeć. Chciałem żyć.
- To nie jest odwaga – powiedziała odczytując moje myśli. – To Twoja tragedia. Nie boisz się śmierci, bo w nią nie wierzysz. Będąc młodymi ludźmi nie myślicie o mnie, bo wydaje się wam, że to was nie dotyczy. Ale pewnego dnia zaczniesz o mnie myśleć. Często, coraz częściej, aż w końcu każdego dnia, będę w Twojej głowie. Zaczniesz się mnie bać. Być może w końcu oswoisz się z tą myślą i strach przede mną przestanie cię męczyć. Wtedy będziesz odczuwał żal, że życie tak szybko minęło i zbliża się koniec. A może nie przestaniesz się bać i oprócz żalu będziesz odczuwał niesprawiedliwość, że już musisz odejść. Jedynym lekarstwem na strach przed śmiercią jest umrzeć. A teraz zabieram cię ze sobą. Chodź do mnie - powiedziała, a jej uwodzicielski uśmiech zniewolił moje ciało.
Nie mogłem poruszyć członkami, a jednak przenikałem przez wszechobecność. Piękna kobieta wchłaniała mnie w głąb siebie.
- Skąd masz w sobie tyle życia?
Spojrzała na mnie z rozbawieniem. Jakby chciała zapytać: "nie wiesz skąd biorę życie?".
Przepływaliśmy gdzieś w zaistnienie.... A może było to przedistnienie?
- Czy umarłem?
Przestrzeń nie była przestrzenią, a czas nie był czasem. Te dwa elementy tak typowe dla życia, teraz stopiły się w jedność. Wydawało mi się, że mógłbym zrobić krok wprzód lub krok wstecz i zajrzeć w dowolne istnienie.
- Nie, nie umarłeś - odpowiedziała po chwili. - Nie umarłeś ani w twoim, ani w moim rozumieniu.
- To dlaczego mnie dręczysz?
- Chcę, żebyś zobaczył... Jednak nie mów, że cię dręczę. Nie zaprzeczysz przecież, że nigdy nie czułeś się tak dobrze.
Rzeczywiście. Było coś we mnie, co jednoczyło mnie z czymś co było poza mną. Byłem częścią bezkresu, a jednocześnie czułem własną odrębność. Nieistotny był czas miniony i przyszły. Trwałem w teraźniejszości, jakbym zastygł na obrazie fotografii. Było mi dobrze, nawet ciemność, która mnie zewsząd okalała, nie budziła niepokoju.
- Przecież nic nie widzę, więc co chcesz mi pokazać?
- Proszę, zobacz!
W jednej chwili ujrzałem tysiące twarzy. Twarze męskie i kobiece, stare i młode, piękne i straszne, twarze o obliczach hardych i pokornych. Tysiące twarzy przemknęło przez mój umysł i każdą z nich zapamiętałem. Następna chwila była bólem. Przeszył mnie z tak straszną siłą, że sam stałem się bólem. Cierpienie znikło nagle i znów ujrzałem tysiące twarzy. Innych. Twarzy przestraszonych i odważnych, przepełnionych nadzieją i zwątpieniem, twarzy przeklinających przeznaczenie i twarzy dziękujących za dany im los. Znów poczułem, jak ściska mnie bezbrzeżny ból. I znów była to tylko chwila.
- Przestań! - krzyknąłem.
Ciemność nadpłynęła.
- Byłeś śmiercią. Robiłeś to co ja
robię i czułeś to co ja czuję.
- Nie rozumiem... Pozwoliłaś mi zabijać?
- Zabijają ludzie ludzi, a ty byłeś śmiercią. Ja pozwoliłam ci tylko odbierać to co Bóg pożyczył ludziom. Czułeś ból żyjących, którzy stracili tych, których kochali. Wiedz jednak, że ból Śmierci potęgowany jest tysiąckrotnie wtedy, gdy choćby jedno odejście sprawia komuś radość. Życie jest Jego własnością. Tak samo jak Śmierć należy do Niego. Każdy musi oddać życie z odsetkami. Każdy musi dokonać tego do czego został stworzony. Każdy musi spłacić swój dług. Jeśli tego nie zrobi... - Śmierć przerwała.
- O jakim długu mówisz? Przecież człowiek nie prosił Boga o życie.
- Masz wolną wolę - usłyszałem głos przypominający swym dźwiękiem spadającą wodę uderzającą o cienkie szkło.
Zląkłem się, gdyż ciemność rozbłysła, jakby przecięta słonecznym mieczem. I znów zapadła ciemność...
- Czy to był Bóg? – spytałem naiwnie.
Śmierć po raz wtóry się roześmiała.
- Nie, to nie Bóg, to kolejne żniwo. Kolejna wojna w twoim świecie.
- Wojna? Kolejna wojna? Kolejna kara zsyłana przez Boga?
- Dlaczego ludzie wszystkie nieszczęścia zrzucają na karb woli Boga!? – to nie były spokojne słowa. To był wszechogarniający krzyk, a mimo to wciąż nie opuszczał mnie spokój – Dlaczego wtedy mówią „Bóg tak chciał”, albo przeklinają go za swój los?
- Niektórzy w Boga nie wierzą – jak na sytuację w której się znajdowałem rzekłem niezwykle rzeczowo i choć w ciemności nie widziałem ust Śmierci, to kolejny raz poczułem jak się uśmiecha.
- Nie trzeba wierzyć w Boga, by go przeklinać za zło i wierzyć w to, że dobro zawdzięcza się samemu sobie. To nie ważne czy w głowie człowieka Bóg jest czy go nie ma. Nie jest ważne w jaki sposób jest postrzegany czy w ogóle niezauważany. Czegokolwiek człowiek nie wymyśli na temat Boga, na temat Śmierci i na temat Życia, to zawsze będzie w błędzie. Ustaliście ludzkie zasady. Wymyśliliście tysiące religii. Wyimaginowaliście życie pozagrobowe, reinkarnację, piekło i niebo. Uznaliście, że oddanie życia za wiarę jest chwalebne. Napisaliście święte księgi i według miejsca urodzenia uważacie jedną z nich za objawioną prawdę. Stworzyliście kanony i dogmaty twierdząc, że pochodzą od Boga. Według własnego widzimisię kreujecie świętych i oddajecie im cześć. Oczekujecie znaków, modlicie się, padacie na kolana, czasami nawet przepraszacie Boga za swoje grzechy. Albo twierdzicie, że Boga nie ma, zastanawiając się jednocześnie jak daleko sięga kosmos i co jest poza nim. I nikt nie ma racji. Ani ten co wierzy, ani ten co wątpi, ani ten co nie wierzy. Bóg jest wszystkim i niczym, a wszystkiego i niczego nie da się spisać na stronach najbardziej świętych ksiąg, ani ustanowić ram w których dałoby się to zamknąć...
- Ale człowiek musi w coś WIERZYĆ! – spierałem się ze Śmiercią tak, jakbym to ja wiedział lepiej niż ona. – Albo musi w coś NIE WIERZYĆ. Tak czy owak zawsze musi być to „coś” w co się wierzy lub nie. Jak można uwierzyć we „wszystko i nic”?
Piękna kobieta w czerwonej sukni zdała się być rozczarowana moimi słowami.
– Nic nie zrozumiałeś? – spytała. – Nie jest ważne czy wierzysz w Boga czy nie. On jest nie pojmowalny, a zatem nie oczekuje, aby go zrozumieć, aby bić mu pokłony, aby dzień święty święcić, aby nie mieć innych bogów przed NIM. Bóg jest wszystkim, a więc innych bogów być nie może, bo Bóg jest też innymi Bogami. On jest nie pojmowalny.
- A ja? Kim jestem? Skoro Bóg jest wszystkim, to ja jestem częścią Boga?
- Jesteś Jego częścią, tak jak i ja, ale już Ci powiedziałam, że każdy ma być sobą. Ja jestem Śmiercią, ty jesteś Człowiekiem. Twoim zadaniem jest być CZŁOWIEKIEM. Spełniaj swoją misję, rób co do Ciebie należy, ŻYJ.
- Mam żyć, by spełnić misję, a potem umrzeć? A ja? Co ja z tego będę miał? Chcę żyć, ale dla siebie, a nie dla jakiejś tam misji, którą mam do spełnienia, a do tego nawet nie wiem co ta za misja... Żeby chociaż człowiek wiedział co go czeka, gdy odejdzie. Czy stanie się tylko pyłem czy może pyłem i oddzieloną od ciała świadomością. A jeżeli będzie bezcielesną świadomością, to czy ta świadomość będzie się błąkała pozbawiona celu, czy ten cel jest gdzieś we wszechświecie. I jaki to cel, jeżeli taki jest przewidziany. Człowiekowi łatwiej byłoby żyć, gdyby wiedział po co żyje. Czy jest w tym sens wyższy czy jest to tylko chwila rozpoczynająca się seksualnym instynktem a kończąca utratą wspomnień raz na zawsze. Co jest po śmierci?
Słuchała spoglądając z pewnym politowaniem. Jakby chciała powiedzieć: „jacy wy ludzie jesteście ograniczeni”. Powiedziała jednak zupełnie coś innego.
- Nie pytaj mnie co będzie po śmierci. To tak jak byś siebie spytał „co będzie po mnie”. Nie wiesz co będzie po tobie i ja nie wiem co będzie po mnie. Nie mów, że człowiekowi byłoby łatwiej, gdyby wiedział na pewno. Gdyby wiedział kiedy umrze, to zbyt intensywnie oczekiwałby tej chwili. Gdyby żył wiecznie przestałby przeć do przodu, bo miałby zbyt dużo czasu. Gdyby na pewno wiedział, że po śmierci jest inne lepsze życie, to w trudnych chwilach wołałby mnie, bym go zabrała teraz, aby mógł się odrodzić szczęśliwszy.
Chciałem się spytać po raz wtóry, jak mam żyć, co mam robić, co jest moją misją, ale nie zdążyłem otworzyć ust, bo znalazłem się w moim domu, w moim pokoju, przy moim stole, przy którym nie było już pięknej kobiety w czerwonej sukni. Śmierć odeszła, a ja w dalszym ciągu nie wiedziałem jak żyć.